sobota, 4 września 2021

Powrót do domu.

Wróciłam. Nie dlatego, bo chciałam. Zapukałam do drzwi rodzinnego domu pod koniec stycznia zeszłego roku. Oczami wyobraźni miałam być w Polsce jedynie na chwilę. Chciałam znaleźć płatne zajęcie dające mi dużą swobodę z aktywnym angielskim. Na słowo korporacja reaguje spazmem i odruchami wymiotnymi więc nie chciałam wylądować w kolosie jako anonimowy trybik wykonujący nic nieznaczącą pracę podjadając w przerwach jabłko z nalepionym logiem firmy. W Australii pracowałam jako Nurse Assistant i ciągle podnosiłam swoje kwalifikacje. Stwierdziłam, że znajdę coś podobnego w Europie. Padło na live-in carer. Nie chciałam się przeprowadzać do Zjednoczonego Królestwa, a opcja live-in spełniała wszystkie moje wymagania. No, i nieco więcej zarobię niż w Polsce. Złożyłam jedno CV. Zatrudnili mnie bez najmniejszych problemów. Szybko poszło. Z Polskiej firmy wyjechałam na 3 kontrakty, by poznać nieco kraj i zasady swojej pracy. Zarobki... w angielskiej agencji stawka zaczyna się od ponad dwukrotności tego co Polska firma mi oferowała. Długo się nie zastanawiałam. W momencie kiedy poczułam się ciut pewniej w kraju to zmieniłam pracodawcę.

 

Kontrakty były niezapomniane. Wszystkie zdawały się być urocze, ale zgodnie z przysłowiem: „nie oceniaj książki po okładce” tak jedynie wyglądało z zewnątrz. Nie chce opisywać szczegółów, bo nie powinnam tego robić, ale… czasem to można by obronić doktorat z psychologi mieszkając z co poniektórymi.  

Obiecałam sobie, że podejmę dość istotne decyzje w trakcie ostatniego kontraktu, a mianowicie:

- to miał być ostatni taki wyjazd. Miałam ochotę pazurami zedrzeć starą angielską tapetę i wrzeszczeć przy tym jak dzikie zwierzę. Innymi słowy brakowało mi wolności i choćby małych ochłapów własnego życia. Niby to są łatwe pieniądze do zarobienia, ale… moje życie należało do osoby nad którą się opiekowałam. Najczęściej te osoby nie są zbytnio aktywne więc czasem zdarzało się, że moją główną atrakcją dnia było czytanie na głos Pana Tadeusza.

- COVID nadal szaleje i mąci w moim życiu. Program imigracyjny na który chciałam aplikować został zamknięty do odwołania. A w Australii policji wojsko pomaga i nieco mnie to zaniepokoiło, bo ich policja jest jedną z bardziej brutalnych (co sama raz mogłam zobaczyć - scena jak z filmu amerykańskiego kiedy to złoczyńca jest wyciągany siłą z samochodu i leży twarzą do ziemi z rękoma skrzyżowanymi na głowie, a wokoło pełno rozbitego szkła). 

- postanowiłam, że na jakiś czas przeprowadzę się do Anglii, by zrobić licencjat i podnieść kwalifikacje. Może tu się osiedle, a może nie? Czas to pokaże. Najważniejsze, że będę miała choć odrobinę większą stabilizację i kontrolę nad swoim życiem. 

- zrobię się bardziej atrakcyjnym pracownikiem i… angielskie agencje personelu medycznego mogą mnie wysłać do pracy za granicę. Ten pomysł podrzuciła mi młodziutka i przesympatyczna dziewczyna zdająca ze mną egzamin :) Wiem, że tego nie przeczyta, ale po stokroć dziękuje! 

- mam dość dużo wolnego czasu i od kilku miesięcy staram się zrobić porządki ze swoim życiem emocjonalnym. Zaczęłam się zajmować drugim projektem w którym chce zrozumieć siebie i swoje życie.